Klasyka gatunku.
Jest coś takiego w proporcjach i wizerunku Rekina, że zapada w pamięć jako odniesienie dla klasycznego klasyka. Rozmiar, rodzaj napędu i ta specyficzna mieszanka nowoczesności z tradycją. Nic dziwnego, że dla wielu to jest właśnie wymarzony Lajkonik.
Kosmolot.
Mieli Amerykanie swój okres fascynacji futurologią w motoryzacyjnym wydaniu i słusznie, wszak polecieli w kosmos. Europejczycy co prawda nie latali (Rosja to stan umysłu a nie kraj w Europie), ale trzeba przyznać, że stylowi tutejszych samochodów niczego wtedy nie brakowało.
Samoróbka?
Niby to BMW jest profesjonalnie przebudowane, ale patrząc na nie ma się wrażenie, i ono jest całkiem prawdziwe, że samochód był budowany ręcznie i w małej serii. To z kolei rodzi dysonans, wszak BMW to w tamtym czasie jednak producent seryjny.
Warto mu się przyjrzeć.
Projekt nadwozia samochodu to nie jest sprawa oczywista o czym współcześnie przekonujemy się coraz boleśniej. Wygląda bowiem na to, że wraz z rosnącą gamą modeli zaczyna brakować rąk do ich rysowania.
Zazdrość.
Nie jestem chyba odosobniony w tym uczuciu, które dopada mnie kiedy widzę ludzi w kabriolecie. Może to ciężko wyjaśnić, ale dręczy mnie poczucie niesprawiedliwości, że oni sobie siedzą na słońcu a ja się gniotę w puszce.
Serialowi bohaterowie.
Właśnie obejrzałem ostatni odcinek serialu „Briarpatch” i nabrałem ochoty na e28. Bohaterka serialu, grana przez Rosario Dawson, kończy trudne dochodzenie decyzją odkupienia takiego BMW. Ok, jej wóz nie ma takich dodatków, ale to dla mnie akurat zaleta.
125tka.
Kolega nosił się pół zimy z zakupem jednośladu. Kombinował ze skuterami i motocyklami, nowymi i używkami. Ostatecznie padło na Junaka. Nowy, całkiem fajny, świetnie brzmi. Werdykt po pierwszej przejażdżce: za wolny.
Zatrzymać rękę tunera.
Starsze samochody o sportowym zacięciu padają często ofiarą „tunerów”. Tu doda grafikę, tam antenkę rekinek a zamożniejszy wywali standardowe zawieszenie i doda garść ledów. Ostatecznie auto przestaje jeździć i staje się niestrawialne.
Nie drażnić rekina.
Takie ostrzeżenia można było w latach 70. usłyszeć na niektórych plażach. Co prawda nie bałtyckich, ale wciąż w Europie. Niektórym wspomnienia ze słonecznych wakacji tak zapadły w pamięć, że potem przenieśli je na… samochody.